Dzisiejszy post niestety będzie na NIE. Jestem mocno poirytowana, zła, sfrustrowana, no i marudząca rzecz jasna ;) Nie lubię takich dni i wkurzam się sama na siebie, że zachowuję się tak a nie inaczej. Macie tak czasem, że złośliwość rzeczy martwych i tych mniej martwych wystawia na próbę Waszą cierpliwość? Dzisiejszej próby nie przeszłam, a cierpliwość już chyba mi się skończyło około godziny 13:30. Teraz staram się jakoś dobić do nocy z nadzieję, że nic się już nie wydarzy.
Od czego by tu zacząć...ach no tak. Może ktoś z Was ma ochotę przygarnąć 2 psy? Jednym z nich jest podwójny stuletni jamnik, a drugi to uroczy 2-letni kundelek z ADHD :) Kusząca propozycja, prawda? Dzisiejszej nocy delikatnie mówiąc te dwa psiaki, z którymi dzielę pokój doprowadziły mnie do szału. Do tej pory wydawało mi się, że tylko przy małych dzieciach pojawia się rytuał nocnego wstawania co 2 godziny. BŁĄD! Z opętanymi psiakami jest tak samo ;) Moi uroczy współlokatorzy nabrali ochoty na hasanie po podwórku o godzinie 2:05, 3:59, 5:15 i 6:48. Za każdym razem 15 minut czekałam przy drzwiach, żeby towarzystwo wpuścić do środka. No tak...ktoś pomyśli, że mogłam je zostawić na podwórku. No mogłabym, ale wówczas zapewniłabym sąsiadom całonocne szczekanie kundelki, która boi się własnego cienia i mocne stękanie jamnika, który w swoim życiu przeszedł zbyt wiele i zamknięte drzwi są powodem do utraty zmysłów i wydawania z siebie naprawdę dziwnych dźwięków.. Więc dzielnie siedziałam na schodach i czekałam.
Jak już wróciłam do wyrka o 7:03 i udało mi się usnąć to moja kocica, która dzieli ze mną łóżko postanowiła również wykręcić mi numer. Mniej więcej o 7:30 spadła mi na głowę doniczka z moim drzewkiem "szczęścia". Tolusia - koja kocica - uskuteczniła delikatny koci spacer po półce znajdującej się nad łóżkiem. A na półce kwiaty i milion innych przydatnych rzeczy. Na moje nieszczęście wczoraj podlewałam wszystkie pokojowe kwiaty, więc zażyłam od razu kąpiel błotnej - podobno dobre na cerę ;) Nie miałam wyjścia musiałam wstać. Szybki prysznic w letniej wodzie, bo coś się ciepła zbuntowała. Do kuchni po kawę...kawa jest, ale mleka już nie. Rozgoryczona wypiłam czarną. Nie lubię czarnej rozpuszczalnej :(
Później już było tylko lepiej...pisałam ważnego maila i prąd postanowił się ze mną pobawić w "akuku" - pojawiał się i znikał tuż po chwili jak udało mi się uruchomić komputer. Chciałam się przesiąść na laptopa, ale się okazało, że nie daje oznak życia. Udało mi się utopić mój odtwarzacz mp3. Fakt był już leciwy, ale naprawdę byłam z niego zadowolona i lubiłam go. Dziś nastał jego ostatni dzień :(
W następnej kolejności moja sis oświadczyła, że przyjmuje dziś gości i czy przypadkiem nie mam ochoty upiec babeczek, właściwie muffinów. Uznałam, że to dobry pomysł, a odrobina cukru z pewnością mi się przyda na poprawę humoru. Padłam na kolana przed szafką bez dna, aby wygrzebać potrzebne produkty i zauważyłam, że toczy się w niej całkiem spora imprezka w roli głównej z molami spożywczymi. Zanim wyczyściłam szafkę i wywaliłam wszystkie podejrzane produkty minęła godzina. Mogłam się zabrać za muffiny - zrobiłam 2 rodzaje. Muffiny, które są najprostsze na świece postanowiły być dziś karłami i nie wyrosły właściwie w ogóle, a do tego za mocno się przyrumieniły.
Chciałam zakamuflować "opaleniznę" cukrem pudrem, ale go nie znalazłam. Uznałam, że bita śmietana będzie dobrym rozwiązaniem. Dotychczas ręczne ubicie zajmowało mi około 2 minut. Dziś po 6 minutach skapitulowałam i zaczęłam szukać blendera. Oczywiście go nie znalazłam, za to ujawnił się cukier puder ;) Blender pożyczyłam od sis i mogłam obsypać muffiny przeznaczone na poprawę mojego humoru cukrem pudrem i bitą śmietaną. cukier w cukrze, wiem :) Ale dziś takie połączenie jest mi wyjątkowo potrzebne. Mogę jeszcze dodać, że krojąc jabłka jakimś cudem udało mi się połamać 2 paznokcie - na szczęście u lewej dłoni. A szorując muffinową blachę pozbyłam się lakieru, który nałożyłam na pazurki wczoraj.
Muffiny:
- 2 szklanki mąki
- 3/4 szklanki cukru
- 1 szklanka mleka
- łyżeczka proszku do pieczenia
- 1/2 szklanko oleju
- szczypta soli
- 1 jajko
albo szklanka żurawiny i płatki migdałowe, też na oko ;)
Do pieca na 18 minut w 200 stopniach i gotowe ;)
Nie lubię bałaganu, który pojawia sie podczas kuchennego pichcenia i zazwyczaj nie doprowadzam do niego...dziś było mi już wszystko jedno jak wygląd kuchnia, stół i całe otoczenie ;)
Moja kocica uparła się, żeby skosztować bitej śmietany z cynamonem...mam nadzieję, że przyprawa nie wywoła u niej jakiegoś szalonego zachowania i pozwoli mi się dziś wyspać ;)
I chociaż dzień był ciężki, a muffinowa przeprawa długa i frustrująca to mam jeszcze tyle energii, żeby to opisać. Muffiny wyszły smaczne i chociaż nie przepadam za cynamonem to właśnie babeczki wypełnione jabłkiem i tą przyprawa wyszły lepsze! :)
Obecnie jestem konkretnie przesłodzona i z utęsknieniem wyczekuję nocy. Oby była lepsza niż ostatnia. Czego sobie i Wam życzę ;) No może wcześniej wskoczę do wanny na relaksująco kąpiel :)
Bidulko... Współczuję tylu zdarzeń naraz.
OdpowiedzUsuńZa to mi poprawiłaś humorek, bo uśmiałam się do łez.
Wybacz :***
Wow! Ale pyszności!!!! Mniam mniam :P
OdpowiedzUsuńBiedulko, jakiś armagedon do Ciebie zawitał normalnie! :) Ale muffiny wyglądają przepysznie :)
OdpowiedzUsuńMniam, z chęcią zjadłabym :)
OdpowiedzUsuńfaktycznie też bym była sfrustrowana, ale chętnie zjadłabym takie przeprzeprzepyszne mufffinki:))
OdpowiedzUsuńZapewne jutro będę się z tego śmiała ;) Muffiny wyszły mimo wszystko pyszne :) A teraz oglądam Shreka - jakimś cudem tej części nie widziałam :D
OdpowiedzUsuńuj przykre, ale muffinki za to urocze
OdpowiedzUsuńnie wiem czy sie śmiać, czy płakac, współczuje dnia, czasami każdemu sie zdaża taki dzionek...
OdpowiedzUsuńale muffinki wyszły Ci przepyszne :)
Oczywiście, że trzeba się z tego śmiać :D Dziś jestem wyspana dzięki uprzejmości mojej "trzody", więc świat wygląda już piękniej...pomimo braku słońca ;)
OdpowiedzUsuńAleż one wyglądają! Ślinka cieknie :)
OdpowiedzUsuńDzień pełen wrażeń, ale muffiny wyszły śliczne:)
OdpowiedzUsuńpycha muffinki, szkoda że nie mogę ich chwycić przez ekran monitora...ech...
OdpowiedzUsuńAle się narobiło ... Na szczęście już po wszystkim :)
OdpowiedzUsuńOj kochana ja też się uśmiałam ale znam to doskonale, jak się wali to na całego.
OdpowiedzUsuńA muffiny miniamniczne