Sucha
skóra na dłoniach to moje codzienne utrapienie. Nie było by tak wielkie,
gdyby nie fakt, że okropnie reaguję na kremowe substancje do dłoni. Nie
ma znaczenia czy jest to krem za 3 złote czy za 30, pięknie pachnący
migdałami, cytrynami, kawą czy zupełnie bezwonny. Nie lubię i już. Jak
tylko skończę wklepywać krem w dłonie to automatycznie świadomie bądź
mniej świadomie idę umyć dłonie. I mogę rozpocząć całą procedurę od
nowa. Podziwiam kobiety, które zimą kremują dłonie po każdym myciu. W
moim przypadku musiałabym spędzać nad umywalką połowę życia, drugą
połowę poświęcając na kremowanie.
Od dawna poszukuję kremu, który wchłaniałby się na tyle szybko, żeby zdążyć zadziałać na moją skórę przed myciem. Pewnie poddałabym się dawno temu, gdyby nie to, że są chwile gdy moje dłonie są tak przesuszone, że skóra dosłownie pęka.
Od dawna poszukuję kremu, który wchłaniałby się na tyle szybko, żeby zdążyć zadziałać na moją skórę przed myciem. Pewnie poddałabym się dawno temu, gdyby nie to, że są chwile gdy moje dłonie są tak przesuszone, że skóra dosłownie pęka.
W
marcu otrzymałam w prezencie masło do ciała PINK GRAPEFRUIT firmy The
Body Shop. Wielokrotnie na nie spoglądałam z tęsknym westchnieniem, bo
niestety jego cena nie jest na moją kieszeń. Albo najzwyczajniej zawsze
są jakieś inne wydatki. Prezent świetnie trafiony. Zwłaszcza, że
grapefruit to jeden z moich ulubionych owoców jak i zapachów.
Pewnie
gdybym używała tego masła do nawilżenia całego ciała opakowanie nie
starczyłoby mi na wiele dni. Uznałam jednak, że ów masło świetnie
nadaje się do nawilżania moich dłoni. Po pierwsze pięknie pachnie. Często łapię się na tym, że przykładam dłonie do nosa i delektuję się wonią różowego grapefruita. Po drugie
niezwykle szybko się wchłania. Nie ma uczucia lepkości na dłoniach ani
nieprzyjemnej ciężkości. Po kilku chwilach na dłoniach pozostaje boski
zapach i uczucie delikatności. Po trzecie masło jest
wydajne (ale zaznaczam, gdybym używała tego produktu
do całego ciała z pewnością miałabym obecnie kolejne opakowanie). Po czwarte
opakowanie 50 ml zmieści się w każdej torebce, więc można je mieć
zawsze przy sobie. Wydaje mi się nawet, że jest bardziej poręczne niż
opakowanie kremu.
Niestety
jest też wada. 50 ml słodko gorzkiego masła do ciała to koszt ok.
20-30 zł w internecie, niby nie tak dużo, ale jak wspomniałam na tyle,
żeby w głowie zaświtała myśl: "może nie tym razem - mam inne wydatki".
Jeśli ktoś decyduje się na duże opakowanie 200ml to już trzeba trochę
pieniędzy odłożyć, gdyż takie opakowanie kosztuje ok. 50-65 złotych
również w internecie. Oczywiście można czekać na promocje i wyprzedaże,
które także w The Body Shop mają miejsce albo poczekać na to, ze ktoś z
bliskich się zorientuje o naszych westchnieniach do ów produktu i nam
go sprezentuje:) Kolejny minusem może być zapach. Jest on naprawdę bardzo
intensywny. Osoby, które nie lubią intensywnie pachnących kosmetyków, nie
powinny go wybierać. Niestety kto raz wypróbuje masła z The Body Shop
będzie do niego wracać. Ma działanie uzależniające;)
Ja
jestem bardzo zadowolona z masła do ciała Pink Grapefruit The Body
Shop. Cieszy mnie, że firma posiada dużą gamę zapachów od cytryny,
która zdaje się jest obecnie nowością, przez kwiatowe aromaty, korzenne -
zazwyczaj zimą, słodkie migdały i czekoladę po zapachy soczyście
owocowe. Polecam do tradycyjnego użycia jak również jako krem do rąk.
Fajne masła, uwielbiam masła do ciała...:D
OdpowiedzUsuńDobra recenzja...