Dziś druga maseczka Efektimy tym razem błotna przeciwzmarszczkowa Age-Protect. Po "egzotycznej" nawilżającej naprawdę sporo czasu spędziłam na przekonywaniu samej siebie czy nałożyć to błotne cudo na twarz czy jednak dać sobie spokój. Nałożyłam...wytrzymałam 20 minut i jest o wiele lepiej niż w przypadku pierwszej maseczki!
Info z etykiety:
Odmładzająca skórę maseczka na bazie błota zawierającego 70% substancji organicznych. Głęboko wnika w pory, absorbuje nagromadzone zanieszczyszczenia, dodaje blasku i witalności. Biostymuluje komórki skóry, powodując wzrost elastyczności i efekt wzmocnienia naskórka. Dodatkowo maseczka wzbogacona została w wyciąg z kwiatu orchidei, który nawilża działa przeciwstarzeniowo oraz redukuje drobne zmarszczki. Efektem zabiegu jest wzmocniona, bardziej napięta i elastyczna skóra. Zmarszczki są mniej widoczne, a cera świeża i promienna.
Obietnic dużo, ale cudów po 1 zastosowaniu nie oczekiwałam. Właściwie to po nałożeniu maseczki miałam tylko jedno życzenie: nie wyglądać jak po maseczce nawilżającej. Życzenie zostało spełnione :)
Standardowo maseczka zamknięta w saszetce o pojemności 7 ml. Maska jest dość gęsta i niestety nie wystarcza jej, żeby nałożyć na twarz, szyję i dekolt. Opatuliłam buźkę i szyję i na tym się skończyło. Kolorek ma taki trochę błotnisty ;) Zapach również do najprzyjemniejszych nie należy, ale da się wytrzymać. Znika po kilku minutach.
Maskę należy trzymać na twarzy 20 minut i później dokładnie zmyć. Tak, lubię maseczki, których można się pozbyć po odpowiednim czasie ;) Pierwszych 5 minut to była walka z samą sobą. Dlaczego? To błotne cudo powoduje szczypanie i pieczenie na twarzy. Całe szczęście po 5 minutach znika. Później delikatnie się wchłania, a pozostałość wysycha i wówczas wyczuwa się delikatne spięcie na buźce.
Ze zmyciem resztek błotka nie miałam problemu. A skóra po całym tym procesie jest...taka zwykła. Lekko wygładzona, napięta, trochę miękka. Plus za to, że nie podrażniła mi policzków, ale czy sięgnę po nią jeszcze raz? Sama nie wiem. Na 100000% jest bardziej godna uwagi od koleżanki egzotycznie"nawilżającej".
Skład.
Kosmetyk do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy
z Klubem Kejt.
Nie miało to wpływu na moją opinię.
Maseczka bardzo "moja", konsystencja w sam raz. Lubię wyglądać jak potwór z bagien kiedy się upiększam, co brzmi dość paradoksalnie ;))
OdpowiedzUsuńPewnie jak będę miała okazję, to zwrócę na nią uwagę :)
Lubię maseczki, ostatnio jestem fanką tych, które co jakiś czas sa dostępne w Biedronce.
OdpowiedzUsuńTa jakoś mnie nie kusi
jakoś nie kręcą mnie maseczki, chyba jestem jedna;/
OdpowiedzUsuńu mnie ta czeka na swoja kolej ale chyba znowu meza na testy naklonie bo jakos mnie malo kusi ta maseczka
OdpowiedzUsuńcoraz czesciej czytam duzo na temat tych maseczek i zdania sa podzielone...
OdpowiedzUsuńCiekawe jak u mnie się spisze
OdpowiedzUsuńOstatnio testuję maseczkę Lusha a ta mnie jakoś nie kusi ...:)
OdpowiedzUsuńŚliczne fotki.
OdpowiedzUsuńMaseczka godna uwagi, ale szczypanie skóry, które wywołuje wzbudza podejrzliwość czy aby na pewno tak ma działać ;)
Uwielbiam tę maskę,a zdjęcia-przepiękne,takie wyraźne *_*
OdpowiedzUsuńAkurat tej maseczki nie miałam, ale ogólnie lubię maski z tej firmy :)
OdpowiedzUsuńcoś czuję że jutro wezmę ją w obroty ;)
OdpowiedzUsuńja ją nawet lubię, zwłaszcza jak już wiem, że to szczypanie to żadnej większej krzywdy mi nie robi :)
OdpowiedzUsuńWygląd saszetki i samej konsystencji bardzo kuszący, ale na pewno wystraszyłabym się tego szczypania i zdecydowałabym się na szybsze zmycie :)
OdpowiedzUsuńwłaśnie dzisiaj ją testowałam. też czułam to szczypanie, ale efekt całkiem fajny. Choć po zmyciu maseczki przez parę chwil byłam czerwona jak burak ;)
OdpowiedzUsuń