W
życiu tak już bywa człowiek jest raz na wozie i raz pod wozem. Kilka
dni temu spadłam ze swojego wozu i upadek dość mocno odbił się na moim
funkcjonowaniu. Chandra. Słowo to wygląda dość łagodnie. Myślę, że gdyby
pokazało się je obcokrajowcowi uznałby nawet, że słowo to niesie ze
sobą pozytywne emocje. Szkoda, że tak nie jest w rzeczywistości. Mam
gorsze dni. Nie wiem czy gorsze to dobre określenie na ból jaki obecnie
odczuwam. Moja droga chandra dość długo czekała przed drzwiami zanim
postanowiła bez pukania je wyważyć. Wdarła się do mojego bezpiecznego
azylu i wygodnie siedzi w fotelu raz po raz na mnie zerkając, co
sprawia, że jeszcze bardziej mi się nie chce i jeszcze intensywniej
działają moje łzowe gruczoły.
Poprawić sobie nastrój chociaż na chwilę - banalne pragnienie, trudne do realizacji. Trudne, ale jednak możliwe.
Jak
tylko zobaczyłam to cudo w ofercie reklamowej pewnego sklepu
wiedziałam, że musi pojawić się w moim domu. Zwłaszcza, że 750 ml =
niecałe 6 zł. Taki miałam zamysł: ja koszyk na zakupy, a w koszyku
bobini i kilka innych drobiazgów, na które od dawna mam ochotę. Cóż
chandra skutecznie wybiła mi z głowy wyjście z domu i zakupy. Na
szczęście mam siostrę, która czytając mi w myślach przywiozła mi
bobiniego na poprawę nastroju:) Taka siostra to skarb:)